sobota, 29 grudnia 2012

Imagin 11

Cześć ! Wiem, że trochę zbaczam z tematu, bo miałam dodać cz 3 imagina, jednak najpierw chciała bym dodać tego, a pózniej dokończyć tamtego :) To chyba mój najszysbszy imagin jaki napisałam w życiu. A to wszystko dla @yellow_Diamond_  :D Kochana, mam nadzieję, że nie zawiedziesz się jakoś bardzo na tym imaginie. Specjalnie dla ciebie :) Enjoy !!!!!!


Odkąd poznałaś zespół swojego brata jesteście nie rozłączni. Z każdym z chłopaków łączy cię osobna, nie powtarzalna wieź. Więzi, które wydają się być nie zniszczalne, bez znaczenia jak dużo upłynie czasu. To Harry jest tym gościem od dobrej flaszki. To z nim po raz pierwszy się upiłaś.  Zayn to twój osobisty stylista i doradca od udanych randek. Niall to chłopak zastępujący psychologa. Choćbyś  byś była w największym dole na świecie, On cię z niego wyciągnie. Liam to starszy brat, który na nowo wyciąga cię z kłopotów i jest jak lekarstwo na wszystkie twoje błędy. No i zostaje jeszcze Louis. To właśnie z nim masz najlepsze odpały. Z nim nigdy nie masz prawa się nudzić. Nie ma znaczenia to czy potem są konsekwencje. Nigdy nie żałujesz chwil spędzonych z Nim. To chyba właśnie z Louisem masz najlepsze kontakty. Często rozumiecie się bez słów. Jednak to tylko przyjaciel z czego się bardzo cieszysz. Dobrze wiesz, że wiązki wszystko niszczą. Nie ma tego luzu i wolności, którą dzielisz przyjaciółmi. A strata takich chwil, jakie spędzasz z Nim była by ogromna. Nie chcesz by Louis stał się wspomnieniem.  Niemal w podskokach przemierzałaś już mniej zadbane uliczki Londynu, które znajdowały się na skrajach centrum tętniącego życiem. Jak błyskawica wpadłaś na wielką posiadłość, po czym pokonałaś drogę do ciężkich mosiężnych drzwi  radosnym biegiem. Z nadzieją pchnęłaś je. Były otwarte.

- Hej chłopaki ! – Pisnęłaś.

- W kuchni ! – Odkrzyknęli chórkiem.

-No jasne, że w kuchni, pomyślałaś rozbawiona. Twój dobry humor ani trochę nie ustępował.  Wbiegłaś do kuchni skąd już z daleko można było słychać śmiechy i męskie głosy.  Zobaczyłaś uśmiechnięte twarze i szczęśliwy uśmiech  na twarzy Louis gdy dostrzegł twoją osobę.

- Co tam ? – Zagadał Harry, zajmując się swoim jedzeniem.

- Zakończenie mojej nieudaczności ! – Zaśmiałaś się nie mogąc już dużej utrzymać w sobie całej zgromadzonej radości.

-Panie Malik, dobra robota – przybiłaś z nim żółwika choć chłopak nie wiedział o co chodzi.

- Tak a co takiego zrobiłem ?

- Jutro idę na randkę !  - Już nie muszę zmieniać statusu na FB na : Forever Alone ! – Pisnęłaś z nadmiaru ekscytacji.

-Hej Louis wszystko ok. ? – Zapytałaś nie pewnie, widząc jak chłopak o mało nie wypluł wody którą właśnie miał zamiar przełknąć.

Jego oczy zrobiły się czerwone od kaszlu. Nie wiedząc jak się zachować poklepałaś go po plecach nie mając pojęcia jak ma to mu pomóc. Ale na filmach zawsze tak robili.

- Dzięki Louis, jeśli to miała być forma powiedzenia  ‘ Co ty ? Kto by z tobą chciał chodzić’  To wielkie dzięki za wsparcie – Udałaś oburzoną.

- Nie skądże- Wykrztusił cicho chłopak.

-To o co chodzi ?- Zapytałaś, nadal zaciekawiona jego nie typowym zachowaniem.

- Nic, gratulację – Niemal wycedził przez zęby, z zauważalną nutką złości, po czym szybkim krokiem opuścił kuchnie.

W pierwszej chwili chciałaś za nim pójść, jednak coś kazało ci zostać i lepiej zorientować się w sytuacji.

-Co go napadło ? – Spojrzałaś podejrzliwie na chłopaków, jednak oni spuścili głowy skutecznie unikając twojego wzroku.

- Halo ?

- Nie możemy ci powiedzieć – Rzucił Niall.

- Niall ty idioto – Rzucił załamanym tonem Zayn.

- Ejj chłopaki w co wy się bawicie ?! W przedszkolu jesteście ?

-Chyba musimy jej powiedzieć – Tym razem to Harry zabrał głos.

Liam jedynie kiwną głową.

-A więc słucham ? – Powiedziałaś lekko zniecierpliwiona.

N – No bo Louis …

H- Zachował się tak bo …

L- Sprawa jest taka, że …

Z – On tylko …

- Wysłowicie się w końcu ?! – Podniosłaś głos tracąc cierpliwość gdyż żaden z nich nie umiał się wysłowić i dojść do sedna sprawy.

- Louis się w tobie zakochał – Rzucił szybko Zayn, kończąc tym samym tortury pozostałym.

- Aha, bardzo zabawne.

Odpowiedz chłopaka nie wzbudziła w tobie żadnych uczuć.  Może trochę złości, przed zatajaniem prawdy co do zachowania Louisa.

-A tak na serio ? – Każdego z osobna  omiotłaś  poważnym spojrzeniem. Jednak oni na nowo zaczęli udawać, że są zbyt zajęci swoimi talerzami, by poświęcić uwagę tobie.

- To prawda ( T.I) – Liam jako jedyny, nie schował głowy w piasek.

- Ale to nie możliwe, my jesteśmy przyjaciółmi ! – Odpowiedziałaś bardziej przekonując tym samą siebie.

- Nie zauważyłaś ? – zapytał niepewnie blondyn.

-Niby czego ?

-Jak an ciebie patrzy, jak bardzo się cieszy na twój widok, ciągle o tobie mówi – Zaczął wymieniać Malik.

Z nadmiernych wrażeń, przyklapłaś na krześle, gdzie wcześniej siedział Louis. Trzęsącą się ręką nalałaś sobie wody z dużego dzbanku, przy okazji rozlewając trochę na stół.

-Chyba jest w szoku – szepną Niall.

- Nie, jak dla mnie jest wciągu przetrawiania informacji – Odszeptał Zayn.

- Nie, ona obmyśla dalszy plan – włączył się Harry.

- Ja nadal was słyszę – Zakomunikowałaś zachrypniętym głosem.

H- Co dalej ?

Z – Pogadaj z nim.

L – Nie lepiej daj mu trochę czasu.

N – Zrób dla niego ciasto !

Wszystkie spojrzenie powędrowały na Nialla, który smacznie pałaszował muf finkę.

-Stary jak to ma jej niby pomóc ? – Zapytał z powątpieniem Harry.

Blondyn wzruszył tylko ramionami.

-Przez żołądek do serca.

- Hmm może to nie głupie – Zamyślił się Styles.

Ty jedynie złapałaś się za głowę.

- Zwariowaliście. Lepiej pomyślcie co dalej.

- Cały czas to robimy ! –Oburzył się Horan.

- Super – zmierzwiłaś bezradnie rozpuszczone włosy.

-To ja bardzo dziękuję wam za pomoc, ale lepiej poradzę sobie sama. Pogadam z nim wieczorem, a teraz sama sobie muszę kilka spraw poukładać – Wyznałaś, wolnym krokiem opuszczając jadalnio kuchnię.

-Ejj (T.I) nie dąsaj się – dobiegł cię okrzyk, który zapewne należał do Harrego.

-Nie dąsam się !

-Próbowaliśmy ci pomóc !

-Doceniam ! – Odkrzyknęłaś.

Zatrzymałaś się na chwilę na schodach prowadzących na górę. To tam był pokój Louisa. Pewnie najwłaściwszą rzeczą było by tam pójść i wyjaśnić sobie wszystko, ale ty nie byłaś jeszcze na to gotowa. Czym prędzej wyszłaś na zewnątrz, opuszczając ich dom z wielkim ogrodem, który robił spore wrażenie. Sama nie mieszkałaś zbyt daleko. Spacer dobrze ci zrobi. Może Świeże powietrze pomoże ci bardziej w racjonalnym myśleniu.

Odtąd możesz Sb puścić jakieś smutne kawałki aż do końca opowiadania :) Moja propozycja to –

http://www.youtube.com/watch?v=LVsrP9OJ6PA



http://www.youtube.com/watch?v=de_b89e4nls


 *************

Zamknąłem się w pokoju, gdyż czułem, że nie dał bym rady tam wytrzymać. Tak bardzo ucieszyłem się na widok roześmianej ( T.I). Dziewczyna wyglądała na przeszczęśliwą, co i mnie wprawiło w dobry humor. Dopóki oczywiście nie dowiedziałem się powodu jej szczęścia. Czasami miałem ochotę walnąć Malika. To on zawsze zachęcał ją do randek. Ciągle tylko przesiadywali razem przed lusterkiem i uczył ją różnych dziwnych rzeczy . Potem jeszcze doradzał jak ma się ubrać i co mówić. Odkąd pamiętam ja i (T.I) jesteśmy przyjaciółmi. Jednak dopiero nie dawno uświadomiłem sobie, że czuję do niej coś więcej. Najgorsze jest to, że ona w ogóle tego nie zauważa. Nadal ma mnie jedynie za przyjaciela. Jeszcze jakiś miesiąc temu w ogóle by mi to nie przeszkadzało, jednak teraz to za mało. Każdego dnia to uczucie rośnie. Jednak nie chcę psuć tego co jest.  Wiem, że jej strata bolała by nie wyobrażalnie.

                                                                   **********************

*Następny dzień*

Wczorajszego dnia, a raczej wieczoru, nie odważyłaś się tam ponownie wrócić. Stchórzyłaś i nic nie masz na swoją obronę. Na dzisiejszą randkę oczywiście nie poszłaś. Nie byłaś wstanie. Zbyt zmęczona nie tyle fizycznie co psychicznie, całonocnym dołowaniem się i odsypianiem tego w dzień. Do tej pory tak naprawdę jeszcze to do ciebie nie doszło. Że niby Louis ?! Nie to jakiś śmieszny żart, który w rzeczywistości okazał się katastrofą. Ponownie nakryłaś głowę puchatą poduszką, głośno wypuszczając powietrze. Dochodziła już prawie 16.00 a ty nadal nie miałaś najmniejszej ochoty podnieść się z wygodnego łóżka i wychodzić z ciepłego domu. Jednak dobrze wież, że  nie możesz tego tak zostawić. Ostatnio denerwowałaś się tak bardzo gdy po największej imprezie swojego życia nie wracałaś przez 2 dni do domu, a twoja chciała wzywać FBI. Na szczęście teraz mieszkasz sama i już nie masz takich problemów.

                                                                                ******************

Niepewnym wręcz chwiejnym krokiem ruszyłaś przed siebie, pokonując wąską ścieżkę obsypaną brązowym żwirem. Serce zaczęło ci walić jeszcze szybciej i mocniej, gdyż spostrzegłaś, że przed tobą znajdują się te same drzwi. Drzwi za którymi czekały cię, nie lekkie chwile. W końcu podnosząc głowę, nie pewnie zapukałaś, cofając się o 3 kroki. Po jakiejś nie całej minucie otworzył Liam.

-Louisa nie ma – Uprzedził cię za nim ty w ogóle zdążyłaś otworzyć usta.

-Gdzie poszedł ?

- Nie mówił, wyszedł bez słowa.

Kiwnęłaś tylko głową, mając już zamiar odejść.

-(T.I) Nie jest z nim dobrze … Nie zwlekaj z tym – Wyznał cicho chłopak.

Ponownie kiwnęłaś głową, nic nie mówiąc. Ze spuszczoną głową odeszłaś zamykając za sobą wysoką bramę. Nie myślałaś długo, zanim w głowie odtworzyło ci się możliwe miejsce, gdzie może znajdować się chłopak. To tam zawsze przystajecie, wracając do domu. Taki kącik szczerych rozmów, przeprowadzanych przez prawdziwych przyjaciół. Do uszu nabiegał cie złowrogi szum wiatru, który poruszał bogatymi koronami drzew. Spojrzałaś niepewnie na niebo na, którym kryła się ciemno granatowa powłoka z której, z każdą minutą wydostawało się coraz więcej deszczu. Zarzuciłaś szary kaptura na głowę, któremu nie trzeba było długo by materiał zaczął namakać. Zdyszana dwudziesto minutowym biegu dotarłaś w końcu na miejsce.  Szarówka zamazywała dalszy obraz. Miejsce było nie zbyt ruchliwą ulicą, która znajdywała się na moście. Pod, którym wolno płynęła lodowata woda, żyjąca własnym życiem.

Podbiegłaś bliżej, rozglądając się na wszystkie strony. Zimny deszcz smagał twoją twarz, jednak ty nie miałaś zamiaru poddać się tak szybko.

-Louis ! Wrzasnęłaś, wyczekując odpowiedzi.

Jednak nic takiego się nie stało. Po chłopaku nie było ani śladu.

Spanikowana podbiegłaś do bariery, która chroniła przed otwartą przestrzenią.

-Louis ! – krzyknęłaś cienkim głosem, z jeszcze bardziej walącym sercem.

Ze strachem wpatrywałaś się w szumiącą wodę, jednak nie było żadnych oznak by chłopak skoczył. Jednak nie było także żadnych dowodów, że nie skoczył. Łzy stanęły ci w oczach. Razem z deszczem zaczęły spływać w jedność. Odwróciłaś się w nadziei, że go ujrzysz, stojącego tuż obok ciebie. Uśmiechnie się na twój widok i zacznie śmiać z tego jakom jesteś panikarom.  Jednak nic takiego się nie stało. Jedyne co cie otaczało to pusta ulica i rozszalały wiatr niosący deszcz. Po długiej chwili coś przykuło twoją uwagę. Gdzieś w nocnej czerni i ledwo palących się świateł latarni, zauważyłaś dziwny wypukły kształt leżący na samym środku ulicy. Zrobiłaś kilka kroków w jego kierunku. Kształt coraz bardziej przypominał, ciało człowieka. Mężczyzny …

-Louis ? – szepnęłaś nie pewnie, bardziej do siebie.

Chłopak leżał bez trosko na drodze. Jego całą uwagę pochłonęło gwieździste niebo. Sprawiał wrażenie całkiem odciętego od świata. Jak by nic po za tym się nie liczyło. Jak by właśnie leżał w wygodnym łóżku z słuchawkami na uszach i analizowała przeszły dzień.

- Louis ?! Czy ty zwariowałeś ?! Wstawaj ! – Wrzasnęłaś, rozpalona do złości.

Jednak chłopak nie odpowiedział. Nie zwrócił na ciebie najmniejszej uwagi. Jak by ciebie w ogóle tam nie było.

-Louis ! To jest ulica ! W każdej chwili może jechać samochód !

Nie mogąc wytrzymać, podeszłaś do niego bliżej i szarpnięciem złapałaś za rękaw luźnej bluzy.

-Louis błagam cię, rusz się ! – Zaczęłaś go szarpać i próbować  postawić na nogi, jednak on nie miał zamiaru choćby się ruszyć.

Miałaś wrażenie, że szarpiesz się z manekinem, który totalnie ma na ciebie wywalone.

- Połóż się – Powiedział cicho, gdyż ty o mało nie upadłaś do tyłu, w końcu puszczając jego rękę.

- Co ?! Zgłupiałeś ?! Jeszcze mnie chcesz zabić ?! – Krzyknęłaś obcierając mokrą twarz, rękawem który wcale nie był lepszy.

Chłopak oczywiście nie odpowiedział, ale także nie wykonał choćby najmniejszego posunięcia. Wiedząc, że nic nie wskórasz, nie chętnie wykonałaś jego prośbę. Z ciągnieniem ułożyłaś się tuż obok niego. Nawet nie poczułaś wody na której leżałaś. Lód,  który o można było porówna temperaturę betonu, zdominował.

- Przez ciebie dostanę zapalenia płuc – poskarżyłaś się, równie zadzierając głowę w górę, będąc ciekawa w co takiego chłopak się wpatruje.

Chłopak zachichotał cicho, nadal nie odrywając oczu z nocnego nieba.

-Myślę, że powinniśmy już iść, co jeśli nadjedzie samochód ?

-Zginiemy – odpowiedział niemal od razu, bez namiętnym głosem.

- Louis przerażasz mnie – szepnęłaś, czując jak serce na nowo o mało ci nie wyskakuje.

-Chciałam z tobą porozmawiać- powiedziałaś nie pewnie, lekko trzęsącym się głosem z nerwów.

-Powiedzieli ci – stwierdził, tonem, który nie zawierał choć by najmniejszej emocji.

- Tak – odszeptałaś, nie będąc pewna czy chłopak dosłyszał.

- To bez znaczenia. Wygłupiłem się.

Jego ton lekko zadrżał, co znacznie cię uspokoiło. Przynajmniej wiesz, że nie jest naćpany i jeszcze coś czuje.

Niebo było czyste, pomimo deszczu, który znacznie zaćmiewał ten obraz. Jeszcze chyba w życiu nie widziałaś tylu gwiazd w jednej chwili. Jeszcze ten księżyc dodający w pełni  czegoś szlachetnego. Delikatnym ruchem złapałaś zimną dłoń chłopaka. On również odwzajemnił twój uścisk. Odwróciłaś głowę w jego kierunku. Okazało się, że on również patrzy wprost na ciebie. Wasze oczy się spotkały. Nie musieliście nic mówić. Od razu ujrzałaś w nich łzy, które zapewne nie były kroplami deszczu. Jeszcze ten ogromny smutek łamiący twoje serce. Ból przyjaciela był twoim bólem. Jednak co mogłaś zrobić, gdyż to z twojego powodu on cierpi.

- Louis … przepraszam – tylko na takie słowa było cię stać.

Było tak jak by w jednej minucie odebrało ci mowę. Zawsze wygadanej dziewczynie i gotowej na wszystko.

-Nie obwiniaj się – szepną, nadal nie odrywając od ciebie oczu.

Jego druga dłoń, powędrowała na twój równie zimny policzek. Nawet nie zauważyłaś kiedy łzy bez opamiętania tobą zawładnęły.

- Nie płacz, będzie dobrze – Powiedział cicho, zbliżając powoli swoją głowę do twojej. W końcu wasze usta spotkały się na kilka pięknych sekund. Nie byłaś wstanie mu odmówić. Może nawet nie chciałaś ? Pocałunek był subtelny i krótki. Jednak najlepszy jaki kiedykolwiek dostałaś.

- Louis … ja cię tak bardzo przepraszam … ale… ale ja cię nie ….

- Wiem -  Odpowiedział przerywając ci, tak jak by te słowa za bardzo bolały, by miało prawo być dokończone.

-To dlaczego mnie pocałowałeś ? – Zapytałaś, lekko rozbawionym tonem.

- Przepraszam … musiałem – wyznał, na nowo odwracając wzrok, by zatopić go w nocnym niebie.

Niczym zahipnotyzowana, nadal tam leżałaś. Zimno czy deszcz, nie miały żadnego znaczenia. Już od tak dawna nie czułaś się w taki sposób… Nie wytłumaczalny sposób. Dobrze ? Wspaniale ? Fantastyczne ? Każde z tych słów nie miało, na tyle siły, by można, by nimi to opisać. Nie odrywałaś od niego wzroku. Nie mogłaś. Jakaś magiczna siła trzymała cię tam i mówiła byś nie odchodziła. Szeptała, że to tam właśnie jest twoje miejsce. Przy nim …  Na zawsze … Jednak wszystko prysło jak mydlana bańka, gdy tylko usłyszałaś coraz głośniejszy warkot, zbliżającego się ślinka. Otworzyłaś szerzej oczy, uświadamiając sobie, że to jakiś pojazd jedzie prosto na was. Jeśli się nie ruszycie, nie będzie za wesoło.

- Louis, coś tu jedzie ! – Szturchnęłaś chłopaka, który wydawał się nic nie słyszeć.

Chłopak spojrzał na ciebie zdziwiony.

-Chodź, zmywamy się stąd ! – Ścisnęłaś go mocniej za dłoń.

Oboje wstaliście, nie rozłączając dłoni, ani na sekundę. Dopiero gdy wstaliście, zauważyliście, jak blisko was jest pojazd, który nie miał zamiaru choćby zwolnić. Oboje chcieliście uciec na dwie różne strony, w ten sam sposób wasze dłonie uwolniły się z silnego uścisku. Nie mając czasu, oboje się rozdzieliliście. Tobie akurat przypadła strona gdzie nadal ciągnęła się bariera mostu.

- Louis ?! – krzyknęłaś, nigdzie nie widząc chłopaka.

Jednak on zniknął w gęstwinach lasu, który leżał po drugiej stronie.

- Nie wygłupiaj się ! Wracaj ! – Krzyknęłaś lecz było to na marne. Po chłopaku nie było śladu.

Nie marnując czasu, przebiegłaś na drugą stronę, gdzie jeszcze kilkanaście sekund temu, go widziałaś.

-Louis,! Wracaj ! – Krzyknęłaś przemierzając, gęsty las, co chwila dostając gałęzią lub liśćmi w twarz.

-Louis !

Po wyczerpującym biegu, w końcu upadłaś z barku sił. Oczywiście z twoim szczęście musiałaś trafić na gałąź, która rozdarła ci nogawkę jeansów. Szczęściem w nieszczęściu było tym, że nie  poniosłaś większych szkód. Z nadzieję rozglądnęłaś się jeszcze raz. Jednak wszystko co zauważyłaś, to wielkie drzewa, porośnięte gęstymi krzakami. Wyczerpana i poddana, stwierdziłaś, że nie możesz zrobić nic więcej. Jeśli Louis nie wróci, będziesz musiała zgłosić to na policję. A jeśli jemu się coś stanie … To będzie tylko i wyłącznie twoja wina. Ze łzami z którymi się podniosłaś, doszłaś do domu z płaczem. Pociągnęłaś za klamkę. Drzwi były zamknięte. Bez opamiętania zaczęłaś w nie walić. Płacz nadal nie ustępował.

-( T.I) Ratuj ! Louis chce z domu uciekać ! - Takimi słowami zostałaś powitana, przez rozstargniętego Harrego.

Westchnęłaś z ulgą, na wieść iż chłopak bezpiecznie wrócił.

- Boże co ci się stało ?! – Niemal krzykną.

Długa historia – westchnęłaś, wykończona dzisiejszymi wydarzeniami.

Jedyne na co miałaś ochotę, to położyć się, nawet na podłodze i już nigdy nie wstawać. Nogi same się pod tobą uginały ze zmęczenia.

-Stary, zwariowałeś ?! Gdzie niby jedziesz ?! – Dobiegł cię krzyk Zayna.

Z nie zrozumienie popatrzyłaś na Harrego, który nadal nie przestawał wlepiać w ciebie zdziwionego spojrzenia.

-Idz do niego – Powiedział tylko, z nadzieją czekając na twój kolejny ruch.

Nie potrzebowałaś więcej wyjaśnień. Najszybciej jak potrafiłaś wbiegłaś na górę. Krzyki dochodziły z pokoju Louisa. Nie czekając szarpnęłaś za drzwi. Twoim oczom ukazali się wszyscy oprócz Harrego, który musiał zostać na dole. Louis pakował się spokojnie, wrzucając ciuchy do walizki, która leżała na łóżku. Wszystkie rozmowy urwały się na twój widok. Jedynie Louis, nie przerywał swoich poczynań.

- Wyjdźcie – Poprosiłaś, przenosząc wzrok na bezradnych chłopaków.

Wszyscy bez najmniejszych sprzeciwień opuścili pokój zamykając za sobą drzwi.

- Louis ? – Zaczęłaś niepewnie.

In jednak totalnie cie olał, nie przeszkadzając sobie.

- Szukałam cię.

- Nie potrzebnie – odpowiedział, bezbarwnym tonem.

-Co ty kurwa mówisz !? – Wrzasnęłaś na całe gardło.

-Szukałam cię tam, biegając w kółko jak idiotka ! Jestem mokra i uflogana w błocie, a ty mi mówisz, że nie potrzebnie ?! – Oburzyłaś się, prawie czując jak gorąca para bucha z twojego ciała.

-Nie musiałaś się fatygować – Odpowiedział, tym samym nie czułym tonem, zasuwając walizkę z taką siłą, że o mało nie urwał suwaka.

Już miał wychodzić, ale ty mu na to nie pozwoliłaś. Najmocniej jak potrafiłaś złapałaś go za nadgarstek. Chłopak zatrzymał się na chwilę, by spojrzeć na ciebie spojrzeniem, które tak skutecznie skrywało wszelkie uczucia.

- Porozmawiajmy – Poprosiłaś, głosem na tyle spokojnym na jaki było cię stać.

Chłopak uniósł przez chwilę oczy ku niebu, jednak odpuścił i odłożył walizkę na panelową podłogę.

- Ja tu nie mogę zostać (T.I) – Wyznał cichym tonem.

- To przeze mnie prawda ? -  Zapytałaś, choć dobrze znałaś odpowiedz.

Chłopak oczywiście zaprzeczył kręcąc głowę. Lecz ty dobrze wiedziałaś, że robi to tylko na wzgląd dobrego wychowanie.

-Louis zostań ! To ja wyjadę ! Jeśli tylko sobie tego zażyczysz, to nigdy mnie nie zobaczysz! Zniknę z twojego życia !  - Zaczęłaś mówić z przejęciem, patrząc wprost na niego. On jednak unikał twojego wzroku

-Nie (T.I) ! Przestań ! – Przerwał ci, po raz pierwszy tak głośny tonem.

-A więc nie rozumiem – szepnęłaś płaczliwym tonem.

Chłopak w jednej chwili zjawił się przy tobie. Objął twoją twarz, tym samym patrząco po raz pierwszy od dłuższego czasu, prosto w oczy.

-Kocham cię (T.I) … - Wypowiedział niemal szeptem.

-I jestem świadomy, że to uczucie jest nie odwzajemnione… Dlatego muszę odejść. – Wyznał, niemal z cierpieniem.

-Nie rób tego, potrzebuje cię – szepnęłaś, z kolejną łzą która wbrew woli, wydostała się z twojego oka.

Chłopak nic nie odpowiedział. Nie był w stanie.

-Louis to, że cię nie kocham, nie oznacza przecież, że nie jesteś najważniejszą osobą w moim życiu ! – Nadal próbowałaś go przekonać, choć gdzieś w głębi sobie czułaś przegraną.

- (T.I ) Ty nie rozumiesz ! Patrzenie na ciebie sprawia mi ból ! Każda pojedyncza rzecz będzie przypominać mi o tobie ! Mam tego dość ,muszę zapomnieć !

-Zapomnieć o mnie ? – Zapytałaś piskliwym głosem, pełnym nie dowierzenia i bólu.

-Przepraszam … Może kiedyś zrozumiesz – Chłopak spojrzał na ciebie z miną męczennika, jak gdyby jego własne słowa raniły go równie mocno jak ciebie.

-To zostań chociaż do jutra,  nie ma sensu tłuc się w nocy – poprosiłaś.

W tej chwili jedyne na co  miałaś ochotę to najzwyczajniej w świecie podejść do Niego i przytulić. Jeszcze raz poczuć jego bliskość i zapach tych nie spotykanych perfum. Spędzić jeszcze dodatkowych kilka chwil z przyjacielem, którego lada chwila miałaś stracić. Jednak duma ci na to nie pozwalała. Nie po tym co ci powiedział. Nie po tym jak bardzo chce o tobie zapomnieć.

-Żegnaj przyjacielu – szepnęłaś opuszczając pokój, a co najważniejsze jego.

Razem z towarzyszącym płaczem zbiegłaś na dół, gdzie czekali na ciebie zaciekawieni chłopacy. Oczywiście na twój widok żaden z nich nie był w stanie wykrzesać z siebie słowa.

- Zostanie – Rzuciłaś tylko, po czym wybiegłaś z domu, nie chcąc być przez nikogo zatrzymaną.

                                                            **************************

*Rok później*

Oczywiście tamtej nocy to nie Louis wyjechał. Nie mogłaś na to pozwolić. Biorąc wszystkie winny i konsekwencję na siebie to ty spakowałaś walizki i wyjechałaś, zostawiając Londyn za sobą. Nie żałujesz tej decyzji. Dzięki temu Louis, mógł zostać z przyjaciółmi a twoja osoba nie musiała dłużej go nękać. Od tamtego czasu minęły równiutkie 12 miesięcy. Można powiedzieć, że dziś jest mini rocznica tego wydarzenia. Od tamtej pory wiele razy próbowałaś sobie ułożyć życie na nowo. Przestałaś liczyć wszystkie nie udane randki, które nie niosły ze sobą większych zmian. Zostałaś sama jak palec. Oczywiście żałujesz tego, że wtedy na ulicy nie posłuchałaś intuicji, która tak mądrze kazała ci z nim zostać. Gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiła byś wszystko by znaleźć się jeszcze raz na tej samej lodowatej ulicy i odpowiedzieć mu tym samym. ‘ Kocham cię ‘ Obwiniasz się za to, że dopiero po tak długim czasie uświadomiłaś sobie, że to On jest osobą  z którą chcesz spędzić resztę życia i kochać bez warunkowo. Od trzech miesięcy obiecujesz sobie, że tam wrócisz. W ten sam dzień kiedy się rozstaliście. Jeśli jeszcze jest szansa, naprawisz wszystko za wszelką cenę. Bo życie bez niego, wydaje się bez celowe. Dziś jest słoneczny dzień. Coś unikatowego jak na Wielką Brytanię. Stoisz pod drzwiami, poprawiając czarną torebkę na swoim ramieniu. Podnosisz rękę by zapukać, lecz po chwili wahania opuszczasz ją. Strach jest taki sam jak wtedy, przed rozmową z nim. Czy w ogóle cię pozna ? Biorąc głęboki oddech, zapukałaś energicznie, w te same drzwi, które jeszcze rok temu waliłaś z płaczem i strachem o przyjaciela.

-Otworzył Harry, zupełnie tak jak wtedy.

-A pani to ? – Chłopak bez większego zainteresowania, wyczekiwał odpowiedzi.

Zachichotałaś, nie odpowiadając. Chciałaś by chłopak sam sobie przypomniał.

- (T.I) ? – Krzykną przejęty, robiąc oczy wielkości spodków.

Nie wiadomo kiedy wpadłaś w ramiona chłopaka, który nie miał zamiaru cię puścić.

-Ejj bo mnie udusisz ! – Zaśmiałaś się.

Chłopak niemal natychmiast cię puścił, jednak nadal nie spuszczał z ciebie wzroku.

- Ty urosłaś ?! Zdziwił się, z szerokim uśmiechem który nie opuszczał jego twarzy.

-Możliwe, gdy wyjechałam miałam nie całe 17 lat.

- Jest Louis ? – Zapytałaś cichym i niepewnym głosem.

Z  twarzy chłopaka od razu zgasł uśmiech, a pojawił się lekki smutek i współczucie.

-(T.I) Chyba musimy porozmawiać – stwierdził obejmując cię ramieniem i zaprowadzając do pustego salonu.

- Coś się stało ? – Zaniepokoiłaś się, nie będąc w stanie do końca odczytać odczuć z twarzy chłopaka.

-Nie do końca … - Zawahał się.

- Mów ! –Pospieszyłaś go,  nie będąc w stanie wytrzymać tej niepewności.

- Louis bierze ślub za dwa tygodnie – W końcu wyrzucił z siebie.

 I znów to łamane uczucie. Z jednej strony ulga, a z drugiej złamane serce. Zupełnie jak by rozprysło się na tysiąc kawałeczków. I ta świadomość, że nigdy nikt nie sklei go w sposób, w jaki było do teraz.

- Ja .. Ja przyjechałam tu, bo chciałam wszystko naprawić … Nie … Nie wiedziałam … - Wydukałaś ledwo łapiąc oddech.

Chłopak spojrzał na ciebie ze współczuciem, nie wiedząc co powiedzieć.

- Jest z nią szczęśliwy ?

- Chyba tak. Wydaje się miła – Powiedział, nie do końca pewnym głosem.

-Ja już pójdę – Powiedziałaś, w nadal nie opuszczającym cię szoku.

W jednej chwili się zerwałaś, by być już przy wyjściowych drzwiach.

- Nie poczekasz na Liama, Zayna i Nialla ?- Zapytał z nadzieją.

-Nie… przepraszam. Ale pozdrów ich ode mnie.

Styles kiwną głową, posyłając ci pocieszający uśmiech. Ty również spróbowałaś go odwzajemnić, ale ani trochę ci to nie wychodziło.

- (T.I) ? – Dobiegł cię znajomy głos, dochodzący ze szczytu schodów.

Odwróciłaś się gwałtownie, a twoim oczom ukazało się powód twojego przyjazdu. Chłopak stał na szczycie schodów, przyglądając ci się z zaciekawieniem. Serce, z którego zostały jedynie rozbite kawałki, na nowo zaczęło walić jak oszalałe. Jego widok tak bardzo cie ucieszył.

- To ja zostawię was samych – Powiedział cicho Harry, po czym zarzucając na siebie kurtkę, wyszedł na zewnątrz.

W domu zapanowała chwilowa cisza. To Louis odważył się na pierwszy kro. Szybkim krokiem zszedł z długich schodów, by znaleźć się tuż obok ciebie. Przez chwilę mierzyliście się zachłannym wzrokiem chcąc zauważyć każdą najmniejszą zmianę, która zaszła wciągu tego roku.

-Tak tęskniłem – Wyznał chłopak, mocno się do ciebie przytulając.

Zaskoczona jego zachowaniem, odwzajemniłaś uścisk równie chciwie. Nie mając ochoty już nigdy puścić.

-Zmieniłaś się – zauważył z uśmiechem, który ani na chwilę nie schodził mu z tak samo, a może nawet bardziej przystojnej twarzy.

Ahh te oczy. Jak zawsze ten sam blask, szczęśliwego dowcipnisia. Chłopaka z którym spędziłaś tak wiele czasu jako przyjaciółka. Dopóki on się w tobie zakochał i wszystko się zakończyło. Byłaś powodem jego cierpienia. Ale teraz to wszystko znikło. Poszło w nie pamięć. Chłopak wręcz promieniał szczęściem i życiem. Nie było sensu, wyjaśniać prawdziwego celu twojego przyjazdu tutaj. Nie mogłaś na nowo rozdrapywać starych ran. Jeżeli on będzie szczęśliwy to ty też… Może …

- Słyszałam o tobie i … - Zawahałaś się, gdyż właśnie uświadomiłaś sobie, że nie znasz imienia jego wybranki.

-Eleanor – Dokończył za ciebie, ani trochę nie obrażony twoją nie wiedzą.

-Gratulację – Powiedziałaś, z szczerym uśmiechem.

-Dziękuję.

- (T.I) Bo ja nigdy ci nie podziękowałem, ani nie przeprosiłem za to co …

-Daj spokój, nie wracajmy do tamtych czasów – Przerwałaś mu, na nowo chcąc nie chcąc odtwarzając w głowie te okropne chwile.

Louis nic nie mówiąc pokręcił głową po czym spuścił wzrok.

-Wstyd mi … Zachowałem się jak jakiś rozkapryszony bachor … To przeze mnie wyjechałaś- Wyznał z zauważalnym wstydem i pokorą.

-Nie Louis. To mi wstyd … Za to, że nie doceniłam tak idealnego i nie powtarzalnego chłopaka jak ty – Odpowiedziałaś nie stabilnym tonem, który w każdej chwili mógł się złamać od nadmiaru emocji.

- Co masz na myśli ? – Zdziwił się, wpatrując się w ciebie w tak nie odpowiednim momencie, gdyż ty za wszelką cenę próbowałaś ukryć łzy.

Ty jednak nie odpowiedziałaś. Zamiast tego złapałaś chłopaka mocno się do niego tuląc. On równie mocno cię uścisną.

-Ojjj nic Louis. Jedyne czego pragnę to, to byś był szczęśliwy – szepnęłaś.

-Jestem. Wiem, że Eleanor to ta jedyna. – Wyznał z zadowoleniem chłopak, nawet nie wiedząc jak bardzo ranią cie jego słowa.

- A ty (T.I) ? Jesteś szczęśliwa prawda ? – Zapytał z troską.

-Oczywiście- Skłamałaś, całkowicie dając upust swoim łzom, które nie chciały już się w tobie ukrywać.

Objęłaś chłopaka jeszcze mocniej, wiedząc, że już nigdy nie będzie ci dane być z nim tak blisko. Straciłaś swoją szansę rok temu. Nie mogłaś oczekiwać cudów. Przecież zawsze nie wykorzystane okazje się mszczą. Rozkoszowałaś się tą chwilą dopóki nie wypuścił cię z ramion.

czwartek, 6 grudnia 2012

I żyli długo i .... ( Część 2 )


Cześć ! Wiem, że bardzo długo mnie nie było, ale tak jak kiedyś już pisałam, raczej nie zostawiam za sobą nie dokończonych prac. Tak więc, dodaję drugą część imagina. Nie zdziwię się jeśli wszyscy już zapomnieli o tym blogu, no ale może chociaż jedna osoba się znajdzie.  Z góry przepraszam za tak niski standard i błędy, wychodzę z wprawy. Proszę was o KOMENTARZE ! I zapraszam do głosowania w ankiecie !

 
-Boże, (T.I) co ci się stało !? – krzykną, nadal nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
Pokręciłaś tylko głową posyłając mu błagalne spojrzenie. Nie miałaś siły. Nie chciałaś mu się tłumaczyć. No bo co mu niby masz powiedzieć ? - A nic takiego, chłopak mnie pobił ?
-Louis nie mam siły – powiedziałaś słabym tonem, po czym szybkim krokiem zaczęłaś pokonywać schody na górę.
Jednak on ci na to nie pozwolił, w mgnieniu oka złapał cię za nadgarstek, odwracając w swoją stronę.
- Nie tak szybko- powiedział poważnym tonem i  zmartwieniem w oczach, które nie miało zniknąć przez długi czas. Wpatrywał się z troską, w twoją obolałą twarz.
Do tej pory wstrzymywałaś płacz. Powtarzałaś sobie jeszcze chwilę graj, zaraz pójdziesz do pokoju i tam dasz upływu swoim emocjom. Zakryjesz twarz poduszką i będziesz płakać tak długo, aż się z tego wyleczysz. Ale nie mogłaś tam pójść. Chłopak trzymał cię za nadgarstek w żelaznym uścisku, nie dając ci odejść. Czułaś, że zaraz wybuchniesz, i nikt nigdy nie będzie wstanie cię poskładać. Tak jak pomyślałaś, tak zrobiłaś.  Nie żeby z własnej woli, czy zachcianki. Nie dałaś rady utrzymać w sobie to co chciało tak desperacko wyjść na jaw.  Rozpłakałaś się, a on tak jak by tego oczekiwał przytulił cię do siebie, pozwalając ci na to. Nawet nie zauważyłaś, kiedy ani jak przeszliście do salonu przysiadając na skurzanej sofie. Twój szloch wydawał się nie mieć końca. Louis obejmował cię, cierpliwe czekając aż to minie. Nie wtrącił ani słowa, nie próbował cię zatrzymać. Nie opuścił cię, swoim uściskiem, wspierał cię dodając otuchy.Gdy tylko trochę się uspokoiłaś, co zajęło wieki, zaczęłaś zauważać pojedyncze rzeczy. Na przykład  to, że  koszulka Louisa jest cała mokra i brudna od twojego tuszu do rzęs.  A on sam nie spuszcza z ciebie wzroku . Sama, spojrzałaś na niego przepraszająco.
- Przepraszam, zniszczyłam ci koszulkę – szepnęłaś, panicznie obcierając oczy.
- Nic się nie stało – odpowiedział zamyślonym tonem.
- Co się stało ? –Zapytał wypatrując twojej najmniejszej reakcji.            
Ponownie zakryłaś twarz dłońmi, tak jak byś chciała zetrzeć  tym swój wstyd i bezmyślność, które ostatnio nie odstępy wały cię na krok.
- Liam miał rację, nie powinnam tam iść. Ale ja oczywiście musiałam postawić na swoim.
- Liam miał rację – Powtórzyłaś tym razem cichszym tonem, lecz bardziej dobitnym i mającym coś naprawdę znaczyć.
-(T.I) musisz mi powiedzieć co się stało – Znów nalegał.
Pokręciłaś tylko przecząco głową ,nadal zakrywając twarz dłońmi.
- Przebojowa (T.I) przecież nie mogła przegrać, gdyby nawet tam nie chciała iść to i tak by tam poszła, by pokazać ,  że jej się nie mówi  nie – Powiedziałaś z kpiną i smutkiem w głosie, nadal omijając jego pytające spojrzenie. Wstyd który w tej chwili czułaś był zbyt wielki. A przegrana jak zwykle bolała za bardzo.
Chłopak nabrał głęboko powietrza, nie wiedząc co robić dalej.
-W takim razie co takiego (T.I) nabroiła ?
W twoich oczach na nowo pojawiły się łzy.  W wszystkie wspomnienia  z ostatnich dwóch lat wróciły. Wszystkie rzeczy które robiłaś, by tylko się do nich dopasować, by być taka jak oni … Zaczynając od fajek i alkoholu a kończąc na narkotykach. Co ma być następne ? seks za pieniądze ? Ale co zrobisz bez nich ? Przecież nie możesz pozwolić by przykra przeszłość wróciła, która z perspektywy wydaje się jeszcze gorsza od tego co wyprawiasz teraz.
-Ja zrobiłam coś co nie powinnam – wyjąkałaś.
-Co takiego ?
-Louis, to trudne … To ciągnie się już od bardzo dawna.
-Pomogę ci, wystarczy, że mi powiesz – Chłopak nie ustępował.
Pokręciłaś głową, ocierając twarz.
- Mi się nie da pomóc, za głęboko w to wpadłam.
I wtedy nastąpiła długa chwila kompletnej ciszy. Ty zbyt spanikowana i zmęczona by mówić, i wymyślać kolejne kłamstwa, by tylko nie wygadać  za dużo. A on najzwyczajniej w świecie, nie umiał i nie wiedział jak do ciebie dotrzeć.
- Do cholery (T.I) mów ! To ja jestem za to odpowiedzialny ! To ja dałem ci wyjść z domu ! Muszę wiedzieć co ci się do cholery stało ! – Chłopak wybuchną, nie mogąc znieść twojego milczenia.
Zatrzęsłaś się ze strachu, szeroko otwierając oczy. Patrzyłaś tak na niego przez parę długich sekund. Jednak on nadal cię nie opuszczał. Strach przebił się przez twoje ciało aż do szpiku kości. W głowie od razu odtworzyło ci się wspomnienie Mikea, krzyczącego i bijącego cię. Twoim pierwszym odruchem była ucieczka. Wiedziałaś, że Louis cię nie skrzywdzi, ale dzisiejsze wydarzenie, wcale nie wpłynęło dobrze na twoją psychikę. Do chłopaka dopiero po chwili doszło to co właśnie zrobił, a właściwie wykrzyczał. Sam zrobił duże oczy, niemal wystraszone. Otworzył usta by coś powiedzieć, ale nie zdążył. Ty już byłaś na noga jak najszybciej zmierzając do schodów i wbiegając po nich. Czułaś się niemal tak samo gdy uciekałaś przed nim. Chłopakiem który cię skrzywdził, a mimo tego nadal darzysz go uczuciem. Szatyn ruszył za tobą, w celu zatrzymania cię.
- ( T.I) – przepraszam cię, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało ! - Krzykną ze skruchą. – Proszę się, zatrzymaj się,  być może musisz jechać do szpitala !
Jednak ty go nie posłuchałaś. Biegłaś dalej, łapiąc łapczywie powietrze. Jeszcze tylko kawałek ( T.I) no dawaj ! Powtarzałaś sobie w myślach. Mało brakowało, a prawie by cię złapał, jednak chłopak się potkną, co go spowolniło. Z ulgą stanęłaś za progiem własnego pokoju, zamykając drzwi na klucz.
-(T.I) proszę cię otwórz.
Nie minęło długo, aż chłopak zaczął walić w twoje drzwi.
- Nie chciałem cię przestraszyć, wybacz mi.
-Louis jest ok, odjedz, bo obudzisz chłopaków – powiedziałaś na tyle silnym głosem, na jaki było cię tylko stać.
- (T.I) być może coś ci jest, potrzebujesz lekarza – próbował cię namówić.
- Louis nic mi nie będzie, poradzę sobie. Muszę sobie tylko wszystko poukładać – Powiedziałaś trzęsącym się od kolejnych łez głosem.
- Porozmawiamy jutro – dodałaś słysząc, że chłopak jeszcze nie odszedł.
-Obiecujesz ?
-Obiecuję – szepnęłaś, po czym nie mogąc dużej ustać osunęłaś się na drzwiach.
Usłyszałaś głośne westchnięcie chłopaka, który musiał dać za wygraną. Odszedł niepewnym krokiem, zamykając się we własnym pokoju. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, ty znów się rozpłakałaś. Nadszedł moment na który długo czekałaś. Jednak gdy minęło 10 minut, 20, czy godzinę nie sprawiało to żadnej ulgi. Czułaś się tak samo beznadziejnie mała i nie potrzebna.  To miała być długa noc, pełna nieprzyjemnych wspomnień i przeżyć.

***************
Obudziło cię płukanie do drzwi. Otworzyłaś niechętnie oczy, czując zmęczenie.  Ale jak to możliwe ? Przecież właśnie się budzisz. Powinnaś otworzyć szeroko oczy, uśmiechając się, gdyż do twojego pokoju zawitał nowy dzień. Z radością zeskoczyć z łóżka, rozciągnąć się i spojrzeć na piękny krajobraz za oknem. Przynajmniej tak było na filmach. Ty tymczasem znów ponaglona następującym pukaniem, otarłaś sklejone od łez i makijażu oczy. Twój pokoju oświetlały promienie słońca, które wpadały przez nie zasłonięte okno. Zmrużyłaś oczy, by dojrzeć która godzina. Było już grubo po południu.
- Czego ?! – Rzuciłaś zachrypniętym głosem.
- To ja Louis, nic ci nie jest ? -Zapytał trochę spiętym głosem.
-Żyję- Odpowiedziałaś, na nowo okrywając się kołdrą.
-Mówiłaś, że pogadamy.
-Jezuuu Louis, daj mi jeszcze godzinkę, muszę się jakoś ogarnąć.
-Ta, ciekawe co takiego pomoże ci zetrzeć z buzi wczorajszy wieczór – zakpił, nie zadowolony.
Nie doceniasz mnie- odkrzyknęłaś próbując udać wesoły ton, jednak nie dało się ukryć, że nawaliłaś z ty pomysłem.
Pierwsze co zrobiłaś, był zimny ożezwiący prysznic, który podobno pomaga na  zdrowe myślenie, którego miałaś poważne braki.    Ubrana w świeże ciuchy, zaczęłaś naprawę twarzy. W pierwszym momencie wzdrygnęłaś się widząc swoje odbicie. Wyglądało dużo gorzej niż się tego spodziewałaś. Sinieć pod okiem przybrał barwę wyrazistego fioletu. Z każdą sekundą traciłaś nadzieję za sensowne wywinięcie się z tej sytuacji. Co niby powiesz Liamowi ? Nie jest głupi, nie nabierze się na nieszczęśliwy upadek. Puder i podkłady na mało się zdały. Nawet pod tysięczną warstwą, siniak by nie znikną.
- Lepiej już nie będzie – szepnęłaś do siebie.
Efekt nie był wymarzony. Szczególnie opuchlizna dawała w kość. Teraz zostało najtrudniejsze zadanie. Wyjaśnienie wszystkim co się stało, i rozmowa z Louisem, który nie miał zamiaru odpuścić, dopóki nie dowie się o każdym detalu.
Niechętnie opuściłaś pokój zmierzając ku dole. Z salonu już dało się usłyszeć głośny śmiech chłopaków i sprzeczki. Przystanęłaś na chwilę w progu. Zayn z Niallem, wyrywali sobie z rąk ostatnią paczkę chipsów, a Liam i Harry im kibicowali. Jedynie Louis siedział przybity, bez zainteresowania gapiąc się w ekran telewizora. Hałasy ustały, gdy tylko wkroczyłaś do salonu. Nagle paczka z chipsami nie była już tak ważna, a to ty ukradłam jej całą uwagę. Wszyscy gapili się na ciebie ze zdziwieniem, jednak nikt nie odezwał się ani słowem. Louis jak jedyny, wrócił do ponownego gapienia się w telewizor, tak jak by twój widok sprawiał mu ból.
- Co ci się do cholery stało !? – Jako pierwszy odezwał się Liam.
-Nic co dotyczy ciebie – odpowiedziałaś ironicznym tonem, jak zwykle przybierając formę denerwującej, młodej siostry.
-Gadaj, jak nie to dzwonie po rodziców ! –Powiedział podniesionym tonem.
-Trzęsę się ze strachu – Odpowiedziałaś, udając, że jego groźba w ogóle na ciebie nie działa, co w rzeczywistości nie było prawdą.
Gdyby tylko rodzice dowiedzieli się prawdy, dali by ci szlaban na całe życie, ale najpierw odesłali by do jakiejś kujońskiej szkoły z akademikiem w Londynie, gdzie uczono jak przystaje się zachowywać młodym damom. W dodatku odcięli by cię od wszelkich kontaktów z ‘ przyjaciółmi ‘.
-Myślałem, że trochę zmądrzałaś, ale ty nadal zachowujesz się jak rozpuszczony bachor. – Stwierdził, ze złością w głosie.
- A ty nadal jesteś upierdliwy, i przykro mi że twoje życie jest tak nudne,  że musisz interesować się moim ! – wrzasnęłaś, na tyle głośny, by sąsiedzi zadzwonili na policję zgłosić przemoc domową.
Bez żadnych ceregieli, opuściłaś salon, prując niczym rakieta do swojego pokoju. Smutek, czy rozpacz poszły w niepamięć. Jedyne co teraz tobą kierowało była czysta złość, która nie prędko miała się wypalić.
- Ja z nią pogadam – rzucił bez żadnych emocji w głosie Louis.
Liam nadal zszokowany, twoimi słowami, kiwną tylko głową po czym usiadł na sofie.
-Będzie dobrze stary – rzucił  pocieszająco Zayn, klepiąc przyjaciela.
-Wątpię, coś złego się z nią dzieje. Zawsze, lubiła się sprzeczać i stawiać na swoim, ale teraz to jest zupełnie co innego. Jak by była inną osobą.
W tym samym czasie ty niczym burza przemierzałaś przez swój pokój, otwierając wszystkie szuflady i szafy na roścież. Z pod łóżka niemal wydarłaś wielką walizkę, która w błyskawicznym tempie zaczęła się zapełniać. Zaczęłaś wrzucać w nią niemal wszystko. Stare, czy nowe, potrzebne czy nie. Nie miałaś czasu by to segregować. Z frustracją zaczęłaś po niej skakać by tylko się zasunęła. Nie pamiętasz kiedy ostatnio byłaś w stanie tak wysokiej furii. W tym samym czasie, do twoje pokoju wszedł Louis. Normalnie roześmiał by się na taki widok, ale tym razem jego twarz była kamienna. Obserwował twoje wzmagania w milczeniu, a gdy miałaś już wychodzić, zupełnie go ignorując, złapał cię mocno za nadgarstek.
- Gdzie idziesz ?
- Nie twoja sprawa – odrzuciłaś, wyrywając mu się.
- Mam dość waszej dwójki ! Co wam się niby wydaje ?! Że zmienicie świat, a w tym mnie ?! Bardzo mi przykro, że psuję wam ten genialny plan ! – Znów krzyknęłaś, miałaś nadzieję, że na tyle głośno, że wszyscy cię usłyszą, a w szczególności Liam.
- Najpierw się uspokój, a potem pogadamy – Odpowiedział spokojnie, zupełni ignorując twoją złość i frustrację.
-Uspokój się ?! Czy ty w ogóle siebie słyszysz ?! To wy się uspokójcie ! Przez dwa lata twój koleżka nawet się mną nie interesował, jak i całą rodziną ! Jak dzwonił, to tylko po to żeby powiedzieć cześć i się rozłączyć ! Był zbyt zajęty  sobą i robieniem kariery z wami ! Radziłam sobie bez niego dwa lata, i przeżyje kolejne ! Nie chce, i nie potrzebuj go ! Krzyczałaś, ledwo łapiąc oddech.
-Skończyłaś ? – Zapytał nie wzruszony.
Popatrzyłaś na niego wielkimi oczami, ale na nim nie zrobiło to wrażenia. Gdyby tylko nie ściskał cię za nadgarstki, już przywaliła byś mu w tą piękną buźkę.
- Ty nic nie rozumiesz, puszczaj mnie ! -Wrzasnęłaś, odpychając go od siebie.
Złapałaś, za walizkę, po czym niezdarnie zwlekłaś ją po długich schodach.
W korytarzu czekał na ciebie Liam, a za nim chłopaki. Oczywiście torowali ci drogę przed ucieczką.
Spływaj Liam, nie mam ochoty na ciebie patrzeć – Powiedziałaś, niemal gorzkim tonem.
- (T.I) ja nie wiedziałem, że to tak wygląda … - Zaczął, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
-Nie wiedziałem, że masz problemy, czemu nie zadzwoniłaś ? Nie powiedziałaś ? … - Zapytał ze skruchą.
-Nic by to nie zmieniło Liam … - Powiedziałaś cicho, zwalniając ze swojego głośnego nabuzowanego złością tonu.
-Pomógł bym ci.
- Muszę już iść – powiedziałaś, spuszczając wzrok.
-Przecież wiesz, że cię nie puszczę – powiedział łagodnie.
-Kiedyś musisz.
-(T.I) pozwól mi wszystko naprawić … pozwól sobie pomóc .
-Liam, nie mam do ciebie żalu. Stało się tak jak stało… Nie czuj się za mnie odpowiedzialny. To twoje życie, miałeś prawo wyjechać i być szczęśliwy. To ja przepraszam cię za to co powiedziałam na górze… Mój błąd, nie miałam racji.
- Miałaś. Żałuję, że tak się stało.
-Daj już spokój. Zostawmy przeszłość za sobą, i paczmy w przyszłość – Próbowałaś się do niego uśmiechnąć, ale byłaś w zbyt słabym humorze by ci to wyszło.
Widząc smutek w jego ciepłych, brązowych oczach, niemal o takim samym odcieniu jak twoje, cały lód w twoim sercu roztopił się jak za pstryknięciem palców. On żałował, naprawdę żałował, że nie było go przy tobie, gdy go potrzebowałaś. Cała złość i bunt, równie szybko opuściły twoje ciało. Nie mogłaś stać tak dłużej. Podeszłaś do chłopaka, tuląc się do niego. Zupełnie jak za dawnych czasów.
-Będzie dobrze – Szepną ci na ucho.
-Oczywiście – skłamałaś po dłuższej chwili.
Dobrze wiedziałaś, że tak nie będzie. Ale jaki był sens w martwieniu Liama ? Żaden. To było twoje życie i twoje problemy. Nie mogłaś nikogo w to wciągać.
- (T.I ) pogadamy ? Usłyszałaś pytanie.
To Louis, stał w połowie schodów, przyglądając wam się z lekkim uśmiechem.
Nie zdążyłaś odpowiedzieć, gdyż ktoś zaczął desperacko głośno, bez zastopowania pukać w drzwi. Popatrzyłaś zdziwiona za chłopaków, skąd dochodził hałas.  To Zayn który stał  najbliżej otworzył.
- Jest (T.I) ? - doszedł cię głos, od którego nogi o mało się pod tobą nie ugięły.
-A ty kim jesteś ? – Zapytał brunet.
-Mike, jej chłopak – odpowiedział grzecznym tonem, co w ogóle nie było do niego podobne.
I wtedy stało się coś najmniej spodziewanego. Działo się to zbyt szybko by zarejestrował, lub jak kol wiek zareagować. Louis niczym ninja rzucił się ze schodów, przeskakując co trzeci schodek. Wydawało się, że nie widzi niczego poza drzwiami i osobą w nich stojącą.
Louis nie ! – wrzasnęłaś na całe gardło.
W ostatniej chwili złapałaś go za skrawek koszuli, jednak to w niczym nie pomogło. Materiał niemal od razu wyślizgną się z twojej dłoni.  Odepchną wszystkich z drogi, jedyne co się liczyło, to, to by dotrzeć do drzwi.

sobota, 20 października 2012

I żyli długo i ... ( Część 1)


Hej wszystkim :) Dziękuję bardzo za komentarze do poprzedniego imagina. Jesteście kochani. Chciała bym żeby tylko więcej z was komentowało :)  Ten imagin już chciałam napisać dawno, ale jakoś nie umiałam się za niego zabrać. Ta część wyszła mi dosyć długa, może wytrwacie do końca. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Proszę komentujcie i głosujcie w ankiecie :D  Miłego czytania !

 
Na ogół jesteś dobrą dziewczynką. Zresztą pochodzisz zbyt dobrej rodziny by ktokolwiek się czegoś domyślał, lub odważył się zasugerować. Przecież jesteś siostrą sławnego Liama Payna. Nie mogła byś zbezcześcić imienia swojej rodziny. Od razu sprowadziła byś na głowę sobie i swoim bliskim fotoreporterów i dziennikarzy. Jednak pozory czasem mylą. Nawet tak idealna dziewczyna jak ty, która w pewny sensie jest zmuszona być idealną, ma swoje ciemne strony. Może nawet ciemniejsze niż niektórzy z nas. Wczoraj przyjechał twój brat z całym zespołem którego nie widziałaś już od kilku miesięcy. Bardzo się ucieszyła z jego przyjazdu, od dzieciństwa byliście dosyć zżyci. Chociaż Liam już od tak długo śpiewa z zespołem, nigdy nie miałaś okazji ich poznać. Gdy tylko przyjechali między wami niemal od razu utworzyła się niesamowita nić przyjazni. Bardzo dobrze dogadywałaś się z chłopakami. Było tyle śmiechu co nie miara. Już dawno tak dobrze się nie bawiłaś. Louis potrafił przejść samego siebie. O mało nie wyplułaś płuc, podczas wybuchania, co chwila śmiechem. Już po niemal dniu mogłaś nazwać ich przyjaciółmi. Przy nich możesz na chwilę odpocząć. Czujesz, że zwalniasz i zauważasz więcej rzeczy. Po raz pierwszy jesteś szczęśliwa, nie przejmując się tym co zawsze. Potrafisz się bawić w zdrowym towarzystwie. Jednak wiesz, że to nie potrwa długo. Chłopaki przyjechali do was tylko na trzy tygodnie, a później razem  Liamem wyjeżdżają z kraju dawać kolejne koncerty. A ty znów wrócisz do rzeczywistości, która jest dosyć drastyczna. Dzisiejszego ranka wasi rodzice musieli wyjechać, w pilnych sprawach służbowych. Długo rozmyślali czy mogą zostawić was samych na kilka dni, jednak wspólnymi siłami udało wam się uzyskać wolną chatę. Od razu przybiliście piątki, przekomarzając się komu należą się podziękowania, za te efekty. Nie ma to jak cały dom dla siebie, bez żadnego czepiania się, czy wzbraniania. Dzisiejszego wieczora miałaś wyjść tam gdzie zawsze. Dziś miało być łatwiej, rodziców nie ma, musisz tylko dać radę sobie z Liamem. Ubrałaś na siebie czarne rurki, swoją ulubioną błękitną bluzę z kapturem który automatycznie zarzuciłaś na głowę. Ubrałaś szybko buty, już chwytając za klamkę gdy nagle, ktoś złapał się za nadgarstek z pytającym wzrokiem. Westchnęłaś ciężko, podejrzewając, że coś takiego może się zdarzyć. Jednak jako osoba zapobiegliwa, już miałaś wykute na pamięć, jak prawidłowo przeprowadzić tą rozmowę.
-Liam, braciszku, dziś jakoś się mijamy – uśmiechnęłaś się do niego, rozpoczynając grę w słodką idiotkę.
-Rzeczywiście siostrzyczko – Przytakną, wciąż nie spuszczając z ciebie wzroku.
-Gdzie się wybierasz ? – Spytał, bez zbędnych ogródek.
-No wiesz, tu i tam, gdzie mnie wiatr poniesie –  wyszczerzyłaś się w głupkowatym uśmieszku.
-No słucham, nawija dalej – Nadal nie dawał za wygraną.
Znów westchnęłaś, przewracając oczami.
- Umówiłam się z chłopakiem, zadowolony ?
- (T.I) Ma chłopaka ? – Dobiegły was krzyki z salonu.
Chłopaki najwidoczniej  podsłuchiwali.
Liam popatrzył na ciebie pytająco.
-No Mike, nie pamiętasz ? – Zapytałaś lekko zirytowana.
Liam znieruchomiał, a jego oczy automatycznie powiększyły się do granic możliwości.
- No co ? – Burknęłaś niezadowolona.
- Przecież to narkoman, jeszcze rok temu miał wytoczoną sprawę w sądzie za sprzedawanie trawy nieletnim – oburzył się nagle, w dalszym ciągu blokując ci drzwi wyjściowe.
- Po pierwsze to było już dawno, po drugie sprawa została umorzona, bo nie mieli na niego wystarczająco dowodów, po trzecie jeśli nawet to zrobił, to nie dziwie mu się. Jego rodzina jest totalnie posrana, a on jest sam, nie ma nikogo. Nie radzi sobie.
-I to go niby tłumaczy ?!  – Niemal krzykną wzburzony.
-Przestań, nic mu nie udowodniono ! A teraz z łaski swojej suń się, bo chcę wyjść ! – Powiedziałaś podniesionym głosem.
-O nie, nie, nie ! Zostajesz w domu ! Masz 16 lat i nie będziesz szlajać się z narkomanem po nocy !
-A co ci do tego ?! To że jesteś starszy 3 lata nie daje ci prawa decydowaniu o moim życiu ! – Wrzasnęłaś, tracąc cierpliwość.
-No przepraszam cie bardzo, ale to ja jestem za ciebie odpowiedzialny pod nieobecność rodziców ! Jestem pełnoletni, a ty nie, więc dziś ani w żaden inny dzień z nim nie wyjdziesz ! –Liam najwidoczniej też był wytrącony z równowagi, co prawie w ogóle mu się nie zdarzało.
-Hej ludzie, nie krzyczcie tak. Problemy najlepiej rozwiązuje się przez rozmowę – Po raz pierwszy do rozmowy wtrącił się Harry.
-Z nim / nią nie da się normalnie porozmawiać ! – Oboje wykrzyczeliście, w tym samym czasie. Normalnie wszyscy by się roześmiali, ale nikt nie miał na tyle dobrego humoru. Ty z Liamem skakaliście sobie do gardeł a pozostali One Direction stali bezradnie przysłuchując się kłótni.
-Nie obchodzi mnie twoje zdanie, wychodzę ! -Krzyknęłaś po raz kolejny próbują wyminą brata, jednak to nie dawało wymarzonych skutków. Baaa to nie dawało żadnych skutków.
- Ciekawe co by rodzice powiedzieli – Udał głęboko zamyślonego.
- Pozwolili by mi wyjść ! Zawsze wieczorem wychodzę !
-Taaa pozwalają, bo wciskasz im kit !
-Nie prawda ! Dobrze wiedzą, że wychodzę z Mike'em !
-Tak ? Czyli jak do nich zadzwonię i spytam, to potwierdzą twoją wersje ? – Liam uśmiechną się podstępnie już wyciągając telefon z kieszeni spodni.
- Nie - wrzasnęła rzucając się na niego w próbie odebrania mu komórki.
Jednak on nic z tego sobie nie robił, śmiał się tylko z tego jak idiotycznie wyglądasz podskakując i nie udolnie wyrywając mu telefon.
-Jak dzieci – westchną Harry.
-No to chyba już wszystko jest wiadome – Powiedział poważnym tonem Liam odkładając telefon do poprzedniego miejsca.
Popatrzyłaś na niego z nienawiścią i poddaniem się. Mierzyliście się tak przez parę chwil, aż w końcu ktoś wam przerwał.
-Oboje zwolnijcie. ( T.I) Przecież z nami też możesz się zabawić – powiedział trochę niepewnie Louis.
Twój wzrok padł teraz na na niego.
-Dzięki Louis, ale dzisiaj odpuszczę sobie – uśmiechnęłaś się do niego słabo, a pózniej twój na nowo nienawistny wzrok padł na Liama.
Nie umiesz się bawić ! Jak zwykle wszystko psujesz – Powiedziałś dobitnym tonem po czym szybkim krokiem ruszyłaś na górę do swojego pokoju. Już po chwili dostałaś sms od  z niecierpliwionego Mikea gdzie jesteś.

                                                                            ****************
Dochodziła już północ. Minęły trzy godziny od twojego nieudanego wyjścia, które oczywiście musiał zepsuć ci Liam. Jednak ty nie miałaś zamiaru poddać się tak łatwo. Oczywiście dobrze wiedziałaś, że cała piątka chłopaków siedzi na dole w salonie i że masz małe szanse na ucieczkę, ale nie mogłaś poddać się bez walki. Niemal tak cicho jak myszka wyszłaś z pokoju i zaczęłaś stawiać wolne i delikatne kroki na starych schodach, które chcąc nie chcąc poskrzypywały pod twoim ciężarem. Nie byłaś zbyt wysoką osobą, byłaś bardzo szczupła co znacznie ułatwiało ci sprawę.  Jeszcze tylko dwa stopnie zostały do pokonania gdy nagle rozległ się głośny okrzyk radości dochodzący z salonu. O mało nie dostałaś zawału ze strachu, w ostatniej chwili złapałaś się barierki by nie spaść. Po chwili uspokojenia się, zacisnęłaś powieki pokonując dwa ostatnie schodki. Od drzwi dzielił cię jeszcze spory kawałek. Stanęłaś delikatnie na palcach pokonując cztery kroki. Stąd było widać salon i siedzących w nim chłopaków. Na twoje nieszczęście Louis cię zauważył. Serce nachwalę przestało ci bić by po chwili zaczęło na nowo walić w dzikim tępie. Chłopak już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak ty szybko pomachałaś mu ręką by tego nie robił. Zmieszany popatrzył na ciebie nie wiedząc jak ma postąpić. Złożyłaś ręce jak do modlitwy i popatrzyłaś na niego błagalnym wzrokiem. Widziałaś jak chłopak się waha, co chwila otwierając usta by na nowo je zamknąć. Po najdłuższych sekundach twojego życia chłopak uśmiechną się do ciebie delikatnie i kiwną  lekko głową, by nikt nie zwracał na niego uwagi. Uśmiechnęłaś się do niego szeroko wymawiając nieme dziękuję. Potem znów na palcach ruszyłaś do drzwi gdzie do pokonania zostało ci parnaście metrów. Złapałaś delikatnie za klamkę, uważając by nie wydać przy tym za wiele dźwięków. Z wymalowanym uśmiechem na twarzy wyszłaś z domu czując się wolna. Potem tylko ruszyłaś w miejsce waszych spotkań. Nie znajdowało się ono daleko. Byłaś już tam po 15 minutach szybkiego marszu. Czułaś, że nie powinnaś tego robić. Wszystko krzyczało w tobie – Nie idź, wydarzy się coś złego. Jednak ty postanowiłaś to ignorować. Nie umiałaś trzymać się od tego daleka. To była jakaś stara zapuszczona uliczka. Niekiedy stały tam domy. Teraz pozostały tylko ruiny, kawałek przy kawałku wygrafitowane właśnie przez was. Zanim jeszcze weszłaś w uliczkę, już dało się usłyszeć przytłumione dźwięki rapu. Zarzuciłaś szybkim ruchem kaptur na głowę, po czym ruszyłaś pewnym krokiem przed siebie. Nie minęło długo, a już czułaś unoszący się w powietrzu zapach dymu. Zdecydowanie to nie były tylko papierosy.
- Hej Payne, mamusia cię puściła ?! Przywitał cię złośliwy okrzyk Grega, który uważał się najlepszego kumpla twojego chłopaka.
Ale ty chyba jako jedyna wiesz, że Mike’a mało kto obchodzi. Od zawsze jedyną osobą którą się przejmuje jest on sam, jest zapatrzony w siebie. Czasami wydaje ci się, że nawet na tobie mu nie zależy. Coraz częściej zastanawiasz się, czy w ogóle cię kocha. Ale czy takiego kogoś jak Mike stać na uczucia ? Najłatwiejszym wyjściem było by gdybyś go zostawiła,  zapominając o tym co was łączyło i co razem przeżyliście. Jednak ty nie mogłaś. Za bardzo uzależniłaś się. Nie tyle od niego co od całej waszej grupy. Nie dała byś rady wrócić do przeszłości, która była, jest i zawsze będzie szara. To co razem robicie jest nie obliczalne, nieprzewidywalne. Nigdy nie wiadomo jakie będzie zakończenie waszych szalonych wybryków. Dzięki tym ludziom czujesz, że żyjesz. Skoki adrenaliny sprawiają, że zapominasz o realnym świecie, czujesz, że możesz zrobić wszystko. To oni wyciągnęli cię z monotonii w którą popadłaś. Wymazali chwile, które były przepełnione płaczem. Czas w którym byłaś wyśmiewana, Czas kiedy wychodziłaś tylko do szkoły, poszedł w niepamięć. Już go nie ma. Teraz jest inaczej. Ludzie cię szanują. W niektórych nawet wzbudzasz strach, nie bez powodu. Przecież należysz do ‘ Nich’ grupy która wywołuje strach i respekt w mieście. Odkąd cię w to wciągnęli, świat jest zupełnie inny. W pewnym sensie lepszy. Robisz rzeczy o których nawet nie śniłaś. Ryzykujesz. Policja już nie raz deptała wam po piętach, jednak za każdym razem udało wam się uciec. Ile jeszcze razy uda ci się ich uniknąć ? Co jeśli w końcu cię złapią ? Wiesz, że to złe, ale nie możesz przestać. Boisz się, że przeszłość wróci. Słysząc śmiechy, otrząsnęłaś się z zamyślenia w które chwilowo popadłaś. Popatrzyłaś na ‘ osiłka’ ze sztucznym uśmiechem.
- Zamknij się Greg, nie mam ochoty na twoje debilizmy.
- Ooo, nasza gwiazdka się rozkręca, braciszek kazał ci tak mówić ?
-Uuu, rozległ się przytłumiony odgłos gapiów, którzy tylko czekali na dalszy obrót sprawy.
Zacisnęłaś pięści tak mocno, że aż krew ci od nich opłynęła. Nienawidziłaś gdy tak cię nazywano. Nienawidziłaś być traktowana inaczej tylko dlatego, bo twój brat był sławny. Rozpoznawalność czy sława, ty tego nie chciałaś. Skrzywiłaś się ze złości po czym sztywnym krokiem ruszyłaś w kierunku Grega, któremu ironiczny uśmieszek nie schodził z twarzy. Miałaś zamiar go porządnie walnąć, oczywiście furia w której się znajdowałaś nie dawała ci myśleć trzeźwo.
- Hej, oboje przestańcie się wygłupiać – Usłyszałaś znudzony głos swojego chłopaka, z którym się jeszcze nie widziałaś.
Jednak ty go nie posłuchałaś, szłaś dalej w zaparte.
-( T.I) Daj spokój, co niby zrobisz ? – Mike złapał cię za rękaw, nie pozwalając dalej iść.
-Wytrę uśmieszek z buzi, temu głupkowi – Powiedziałaś podsinionym tonem, tak by Greg cię usłyszał.
Jego jedyną reakcją na te słowa był głośny śmiech. Mike też ledwo się od tego powstrzymywał.
- Daj spokój, lepiej napij się piwa – rzucił poprawiając na swoich czarnych włosach, swoją równie czarną skate czapkę.
- No miło wiedzieć Mike, że się stęskniłeś – rzuciłaś ironicznie.
- Jak by to nie było oczywiste – Chłopak udał oburzonego, po czym pocałował cię.
- Ejjjj ludzie przestańcie, zrzygam się – Dobiegł was czyjś okrzyk.

Wolnym krokiem ruszyłaś w stronę wysokiego muru, na którym jeszcze nikt nie siedział. Wszystkich było was około dziesięciu. Niektórzy zaczęli tańczyć w rytmie rapu dochodzącego z czyjejś komórki, część całowała się, lub obmacywała w najciemniejszych kontach. Inni znów popijali coś z butelek, co zdecydowanie nie było sokiem, a jedna osoba z fascynacją i oddaniem zaciągała się                                  ‘ papierosem’ Westchnęłaś tylko nie wiedząc na czym zawiesić oko. Sama czasami zastanawiasz się po co tu przychodzisz. Jednak odpowiedz jest prosta. Strach przed przeszłością, która powróci, jeśli zostawisz tych ludzi. Znasz się dobrze ze wszystkimi tutaj. Oni jako jedynie chociaż trochę cię rozumieją. Nie można nazwać ich prawdziwymi przyjaciółmi, ale przynajmniej się nie czepiają .Kiedyś próbowałaś się zaprzyjaźnić z dzieciakami z dobrego domu, które nie muszą się niczym przejmować i mają wszystko, jednak szybko odkryłaś że to zwyczajni snobi. Chociaż tobie też nic nie brakuje, najlepiej czujesz się w towarzystwie tych o to ludzi.
-Hej ludzie, pora na skosztowanie tego cudeńka ! – Krzykną twój chłopak, pokazując wszystkim małe zawiniątko.
- Co to ? Zdziwiłaś się.
-Nasze wybawienie – Odpowiedział z dalszą dumą w głosie, uśmiechając się do ciebie.
Wszyscy jak na zawołanie zaczęli gwizdać i klaskać.
-Koleś jesteś najlepszy – Odezwał się z aprobatą Greg.
Ty tylko przewróciłaś oczami. Nienawidziłaś tego gościa. Był najwredniejszym chłopakiem z waszej grupy. On też za tobą nie przepadał. Ciągle powtarza, ze tu nie pasujesz i że twoje miejsce jest willi, w której mogła byś się lansować sławą swojego brata.
-Narkotyki  ? – Zapytałaś nie będąc zbyt zaskoczona faktem, że Mike znów coś przyniósł.
Chłopak podszedł do ciebie obejmując cię ramieniem.
-Jedziesz pierwsza ? - Zapytał z zachęcającym uśmiechem.
-Dziś nie mogę, moi starzy wyjechali i zostawili mi na głowie braciszka. W domu jest jeszcze gorszy rygor.
Oczywiście nie obeszło się bez chichotów, Greg jak najbardziej tego nie ukrywał, śmiał się ile fabryka dała.
-Następnym razem – Obiecałaś, nie bardzo zastanawiając się nad tymi słowami.
Byłaś w stanie powiedzieć wszystko byle tylko Greg się przymkną. Nie byłaś osobą która jest uzależniona od narkotyków. Zawsze próbowałaś ich unikać najbardziej jak tylko się dało, ale czasami nie wypadało odmówić. Zresztą nie zawsze ćpaliście. Zazwyczaj wystarczyła do zabawy  dobra flaszka wódki i głośna muzyka. A jak nie to, to robiliście cie inne rzeczy, które doładowywały cię adrenaliną. Nie minęło długo, a już prawie wszyscy zaciągnęli się białym proszkiem. Na początku było miarę znośnie, ale pózniej większość z braku sił leżała na ziemi, inni wydzierali się na cały głos, śpiewając jakieś wulgarne piosenki, a pozostali robili Bóg wie co, schowani za krzakami ze swoimi dziewczynami. Twój chłopak też nie był lepszy. Co chwila podchodził do jakieś nawalonej laski i zaczął do nich zarywać. Czułaś jak by ktoś łamał ci serce, zaczęłaś się nawet zastanawiać czy gdyby ciebie tam nie było, to czy nie przespał by się z jedną z nich. Kochasz go przecież tak bardzo, nawet jeśli on nie kocha ciebie z taką samą mocą. Nie przeżyła byś tego gdyby cię zostawił. Zaczęła dochodzić już trzecia godzina. Szczerze mówiąc nudziłaś się, kiedy pozostali mieli świetną zabawę pod wpływem magicznych proszków. Raz nawet pożałować, że sama tego nie wciągnęłaś. W końcu zaskoczyłaś z murku podchodząc do ledwo trzeźwego Mikea.
- Zmywam się do domu – powiedziałaś, potrząsając jego ramieniem.
Chłopak spojrzał na ciebie zamroczonym wzrokiem. Zaczęłaś się zastanawiać czy w ogóle wie kim jesteś. Niespodziewanie złapał cię za ramiona przygniatając do ściany. Zaczął rozsuwać twoją bluzę, z takim zawzięciem, że aż się wystraszyłaś. Próbowałaś go od siebie odepchnąć, Tm samym rozpoczynając szamotaninę.
-Nie, Mike Nie ! – Wrzasnęłaś wciąż wyrywając mu się.
-Daj spokój będzie fajnie – Chłopak zaśmiał nadal kontynuując ściąganie twojej bluzy.
Po chwili poczułaś jego dłonie, które wsadził pod bluzkę, na swoich biodrach. Od razu cię zmroziło, przez jakiś czas nie mogłaś się poruszać. Bałaś się. Najzwyczajniej w świecie trzęsłaś się ze strachu. W okuł nie było nikogo, kto mógł by ci pomóc. Krzyk ? Po co ? I tak każdy jest zbyt naćpany żeby zauważyć, że coś jest nie tak. Z jeszcze większą siłą odepchnęłaś go od siebie, co w końcu dało efekt. Jednak jemu się to nie spodobało. Od razu zauważyłaś złość i irytację na twarzy chłopaka.
- Dziwka, pewnie wolisz robi to z kimś innym ! – Krzykną nie panując nad emocjami.
Pokręciłaś z przerażeniem głową.
- Pewnie z jednym z tych pedałów, z którymi śpiewa twój braciszek.
W mgnieniu oka był już przy tobie dając ci w twarz. Z nosa i ust poleciała ci strużka krwi a policzek zaczął piec z bólu. Od razu pojawiły ci się łzy w oczach. Nie czkając aż będzie za późno uciekłaś stamtąd, z donośnym płaczem. Biegłaś ile sił w nogach. Bałaś się, że zacznie cie gonić i znów zrobi ci krzywdę. Kilka razy podczas biegu upadłaś rozdzierając przy tym spodnie. Na szczęście nie poniosłaś większych szkód. Światła, latarni pomagały ci dotrzeć do domu. Z ulgą stanęłaś na ganku, chwytając za klamkę. Jednak drzwi były zakmnięte. Jeszcze kilka razy próbowałaś dostać się do środka, lecz wszystko było na marne. Cała w łzach rozpłakałaś się jeszcze bardziej. Super teraz będziesz musiała dzwonić dzwonkiem do domu, znając życie otworzy Liam i wścieknie się jak zobaczy cię w taki stanie. Jednak już po chwili usłyszałaś specyficzny dźwięk odblokowywanych drzwi. Skuliłaś się w sobie, oczekując kolejny atak, tym razem słowny. Jednak nic takiego się nie stało. W progu stał Louis. Chłopak momentalnie zrobił oczy wielkości spodków i rozdziawił usta ze zdziwienia. Nawet przy nim nie mogłaś opanować płaczu.  Momentalnie spuściłaś głowę i weszłaś do domu, spazmatycznie łapiąc powietrze. W domu było nadzwyczaj cicho. Domyślałaś się że wszyscy już śpią w swoich pokojach. Miałaś już pobiec na górę, gdy przypomniałaś sobie o zszokowanym chłopaku. Odwróciłaś się do niego, patrząc prosto w wystraszone oczy.
-Nie możesz im powiedzieć – szepnęłaś błagalnie, ocierając twarz z krwi.